APELUJEMY - ZOSTAŃCIE W DOMU
Należę do tej grupy chaotycznych i wiecznie za czymś goniących ekstrawertyków, dla których perspektywa niewychodzenia z domu przez weekend zawsze zdawała się być co najmniej straszna.
Każdy mój dzień składa się z miliona nowych bodźców i wrażeń, którym muszę dawać jakieś ujście, uwalniać je z wielkiego kołtuna, który tworzą w mojej głowie.
I, mimo że na co dzień ciężko mi za sobą samą nadążyć, bardzo nie lubię kiedy "mam czas".
Pomijając kwestię, że posiadanie czasu jest pojęciem całkowicie abstrakcyjnym i złudnym, to jednak zdarzają się dni, kiedy wolno nam sobie na takie stwierdzenie pozwolić.
Z jednej strony to dobrze; w końcu możemy wypuścić, gwałtownie zaczerpnięte, gdzieś na początku zeszłego miesiąca powietrze. Z drugiej jednak, cenne minuty, których zawsze brakuje, nagle okazują się zbyt długie i przerażające.
Zdecydowanie nie jestem jedną z osób, które utrzymują porządek, w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Jedynym lekarstwem na mój bałaganiarski styl bycia i odczuwania jest paradoksalnie pośpiech. Tylko wtedy, kiedy przygniatają mnie obowiązki i zadania, jestem w stanie uporządkować własny grafik, zrealizować wszystkie jego punkty i jeszcze znaleźć czas żeby pójść na siłownię albo poczytać książkę. Z tego powodu, gdy nagle całe dnie i tygodnie są, w zasadzie do mojej dyspozycji, czuję się nieco osaczona, bo mogę robić wszystko, a zarazem nic. Moja funkcja, z wykonawcy, rozszerzyła się o organizatora i kierownika. Muszę pełnić te wszystkie role jednocześnie i spajać je w całość; planować, kontrolować, realizować. Życie pędzi tak szybko, że rzadko mamy okazję nad nim panować, przyzwyczajamy się, że to właśnie ono dyktuje nam tempo. Teraz, po raz pierwszy, to ja steruję biegiem i rozkładem codziennych zajęć, a nie one mną.
Niewychodzenie sprawia, że borykam się z deficytem wrażeń, co jest dla mnie dużą nowością. Mogę za to uczyć się doceniać spokój i, tylko czasem zakłócaną dźwiękami policyjnej rozgłośni, ciszę. Boję się braku emocji i inspiracji; uczucia kiedy położę się, jak co wieczór ze słuchawkami w uszach do łóżka i uznam, że właściwie to nie mam o czym myśleć. Jednocześnie staram się traktować obecną sytuację jako wyzwanie, sprawdzian dla siebie i wszystkich innych osób cierpiących na zbyt duży temperament i emocjonalność.
Każdy mój dzień składa się z miliona nowych bodźców i wrażeń, którym muszę dawać jakieś ujście, uwalniać je z wielkiego kołtuna, który tworzą w mojej głowie.
I, mimo że na co dzień ciężko mi za sobą samą nadążyć, bardzo nie lubię kiedy "mam czas".
Pomijając kwestię, że posiadanie czasu jest pojęciem całkowicie abstrakcyjnym i złudnym, to jednak zdarzają się dni, kiedy wolno nam sobie na takie stwierdzenie pozwolić.
Z jednej strony to dobrze; w końcu możemy wypuścić, gwałtownie zaczerpnięte, gdzieś na początku zeszłego miesiąca powietrze. Z drugiej jednak, cenne minuty, których zawsze brakuje, nagle okazują się zbyt długie i przerażające.
Zdecydowanie nie jestem jedną z osób, które utrzymują porządek, w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Jedynym lekarstwem na mój bałaganiarski styl bycia i odczuwania jest paradoksalnie pośpiech. Tylko wtedy, kiedy przygniatają mnie obowiązki i zadania, jestem w stanie uporządkować własny grafik, zrealizować wszystkie jego punkty i jeszcze znaleźć czas żeby pójść na siłownię albo poczytać książkę. Z tego powodu, gdy nagle całe dnie i tygodnie są, w zasadzie do mojej dyspozycji, czuję się nieco osaczona, bo mogę robić wszystko, a zarazem nic. Moja funkcja, z wykonawcy, rozszerzyła się o organizatora i kierownika. Muszę pełnić te wszystkie role jednocześnie i spajać je w całość; planować, kontrolować, realizować. Życie pędzi tak szybko, że rzadko mamy okazję nad nim panować, przyzwyczajamy się, że to właśnie ono dyktuje nam tempo. Teraz, po raz pierwszy, to ja steruję biegiem i rozkładem codziennych zajęć, a nie one mną.
Niewychodzenie sprawia, że borykam się z deficytem wrażeń, co jest dla mnie dużą nowością. Mogę za to uczyć się doceniać spokój i, tylko czasem zakłócaną dźwiękami policyjnej rozgłośni, ciszę. Boję się braku emocji i inspiracji; uczucia kiedy położę się, jak co wieczór ze słuchawkami w uszach do łóżka i uznam, że właściwie to nie mam o czym myśleć. Jednocześnie staram się traktować obecną sytuację jako wyzwanie, sprawdzian dla siebie i wszystkich innych osób cierpiących na zbyt duży temperament i emocjonalność.
Komentarze
Prześlij komentarz